Brejkkor


Powracam w glorii i chwale!
Kolejna łikendowa impreza za mną:) Działo się nawet więcej niż myślałem. Zabawa była przednia i myślę, że to był najdłuższy 28 godzinny dzień jaki przeżyłem. Poznałem mnóstwo nowych ludzi i trochę bardziej poznałem tych co już znałem z widzenia. Ponadto alkohol wchodził jak woda więc świat wydał się piękniejszy i prostszy. Wszystkie zmartwienia jakie miałem wraz z rozwojem imprezy utopiłem w szybkim bicie, zimnym piwie i w obcowaniu z ludźmi. Imprezę opuściłem o 13 już na morderczym kacu i po małej drzemce pod głośnikiem na karimacie Czrnego (tak, przy breakcorze można smacznie spać). Szkoda tylko, że Monika nie chciała albo nie mogła wraz ze mną przybyć. Może i było tam kilka lasek, dla których można było stracić kilka godzin z życiorysu (szczególnie jedna - pozdrawiam serdecznie;)) ale diabełek, który zwykle siedzi mi na ramieniu i usprawiedliwia moje rozmaite grzeszki, spił się chyba w trupa, a aniołek, jako, że aniołki nie piją tanich piw z Lidla, pozostał trzeźwy i nieugięty. Wmówił mi, że to nie w porządku wobec Moniki, jednakże, z tego co się orientuję, Monika chyba nie ma takich zmartwień. Oczywiście mogę się mylić, ale z ostatniej rozmowy z nią wyciągnąłem taki wniosek, więc...

Jebane sumienie!
Poniżej zamieszczam kilka fotek, które udały mi się najlepiej i link do całego albumu:)

enjoy:)



A tu jest cały album:)

Łikend!


No i wreszcie koniec ciężkiego i pracowitego tygodnia:) Jutro o tej porze będę wygrzewał się na plaży w Pobierowie. Jedziemy sobie rowerami więc może być ciężko i nie daj Bóg, żeby coś nawaliło w mojej odpicowanej na wysoki błysk szosie. Jedziemy przez Wolin i po drodze wypada nam też Dziwnówek, czyli miejsce, gdzie Monika będzie pilnować dzieciaków na obozie karate:) Zatem liczę na jakiś mały, romantyczny spacerek po plaży w blasku zachodzącego słońca lub w świetle gwiazd... Zresztą zobaczymy czy będzie miała czas, ale żyje nadzieją, że właśnie tak będzie.

Wracam w niedzielę i może zamieszczę jakieś foty z tripu...

See you later

FAQ, czyli najczęściej zadawane przez klientów pytania...


Postanowiłem napisać ten tekst bo już dawno noszę się z takim zamiarem. Są to najgłupsze pytania, jakie udało mi się usłyszeć kiedykolwiek od klientów, ludzi na ulicy i innych, na temat mojej pracy...

Enjoy:)

1.Q: Czy jeździcie też w zimę/w deszcz?
A: Tak! Jeździmy też kiedy wieje, jest zimno, gorąco, mokro, sucho, w zimę, w lato, i najprawdopodobniej będziemy też jeździć jeśli do Szczecina zawita powódź... Taka jest nasza praca. Jak by to wyglądało, gdyby Straż Pożarna nie chciała wyjechać na akcję bo im marzną ręce? Poza tym skoro jestem już u Ciebie i odbieram/dostarczam przesyłkę to chyba jednak jeżdżę...

2. Q: A nie jest panu zimno?
A: Tak to już jest, że marzną najbardziej stopy i ręce, a reszta jest ok. Chociaż jeśli jeździ się przy minus kilkunastu stopniach to wyżej wymienione części ciała nie marzną już tylko zamarzają... Więc drogi kliencie - propozycja szybkiej gorącej herbaty jest jak najbardziej wskazana:)

3. Q: A nie boi się pan jeździć po mieście?
A: No jasne, że się boję... Codziennie na miasto wyjeżdżają setki świrów owładniętych tylko tym, aby szybciej niż inni dojechać do celu. Mają oni brzydki zwyczaj nie zwracania uwagi na nic i na nikogo. Jest to dla mnie o tyle nie wygodne, że on ma samochód, czyli przynajmniej tonę żelastwa, pędzącą przynajmniej 50 km/h; ja mam rower... Prosta kalkulacja i szanse na przeżycie przy zderzeniu wychodzą chyba poza moją dzienną normę szczęścia. Uwierzcie mi, że każdego dnia nie jestem pewien czy wrócę do domu, więc proszę zainteresowanych (pani z Text-Translator, pana szefa z Buterfy'a i innych) o nie psioczenie na podwyżki cen o całą złotówkę (toż to zbrodnia!). To jest cena tego, że dla któregoś z kurierów będzie to ostatnia przesyłka w życiu...

4. Q: A dlaczego tak drogo?
A: Załóżmy, że placisz za kurs 8 zł (pierwsza strefa w standardzie). W tych ośmiu złotych mieści się:
a) moja pensja - zrezygnować z niej nie chce, bo to co robię, robię też dla pieniędzy. A obniżać też nie zamierzam, bo to są i tak małe pieniądze w porównaniu z tym, co muszę wydać na części do roweru, jedzenie, itp. W moją część wliczone jest też ryzyko śmierci lub kalectwa, z której to części mogę również zrezygnować jeśli chcecie aby paczki donosić wam pieszo.
b) część dla firmy - czyli paliwo i serwis do samochodów, ZUS, VAT, podatki, utrzymanie biura, pensje dla szefostwa i Zuzy, rozwój firmy, prąd, woda, a nawet takie pierdoły jak papier do kibla i herbata dla kurierów.

5. Q: Dlaczego kurierzy łamią przepisy?
A: Przede wszystkim nie robimy tego dla zabawy. Chodzi o to, że na każdą przesyłkę mamy określony czas, a czas to pieniądz. Gdybym miał przejechać przez miasto zgodnie z przepisami o godzinie 16 to zajęłoby mi to bardzo dużo czasu, a na końcu trasy czeka klient i z pianą na ustach się pyta czemu tak późno. Dlatego właśnie te wszystkie czerwone światła, wymuszenia pierwszeństwa, jazda pod prąd, itd. Za wszystko przepraszamy z głębi naszych rowerowych serc, ale nie da się inaczej...

6. Q: Dlaczego jeżdżę jak wariat?
A: Nie jeżdżę jak wariat, to po pierwsze. Wszystkie moje manewry na drodze w trosce o moje życie, są bardzo dobrze przemyślane i tak wyliczone by wszystko skończyło się dobrze. Nie mogę sobie pozwolić na wariactwa, bo zwykle kończy się to kraksą i dużą ilością bólu, a ja tak nie lubię bólu...

7. Q: Dlaczego nie jeździmy po chodnikach i ścieżkach rowerowych?
A: Dlatego, że w obu przypadkach są tam piesi, którym możemy zrobić krzywdę (oni nam przy okazji też). O ile na chodniku nikogo to nie powinno dziwić, to na ścieżkach też sobie biegają, albo z wózkami jeżdżą i się nie przejmują, że za chwilę przejadę jakiegoś dzieciaka, bo kochająca mama jest głupią, pozbawioną wyobraźni kretynką. Dlatego mam wielką prośbę do pieszych:WYPIERDALAĆ ZE ŚCIEŻEK!!!


To chyba będzie tyle na dziś. Następna porcja już niedługo:)


Peace

Let`s saga begins


Ot, po wielu latach znów mam swojego bloga:) Poprzedni jakoś zaginął w odmętach internetu i tak 6 lat pisania poszło na marne...
W każdym razie chciałbym też krótko przedstawić motywy kierujące moją osobą, które sprawiły, że wreszcie założyłem nowego bloga. Po pierwsze to mam trochę czasu teraz i chęci, i jakoś mnie taki wspominkowy nastrój naszedł i sobie przypomniałem Ewelinę (taka moja pierwsza, burzliwa, wspaniała i zupełnie pozbawiona jakichś niższych podtekstów miłość. Kiedy sobie tak pomyślałem o tym wszystkim co wtedy przeżywałem, to przypomniałem sobie, że dałem jej wtedy do przeczytania całe sześć lat mojego życia w formacie *.doc no i adres blogu z dwuletnią bodajże historią. I tu pojawia się drugi powód publikacji tego bloga - jeśli kiedykolwiek pojawi się w moim życiu osoba, która zasłuży na to, abym udostępnił jej moją głowę do przeglądania, to chciałbym by na próbę przejrzała "lajtową" wersję mojej chorej wyobraźni:)

No to może teraz ja się przedstawię...
Mam na imię Paweł i mieszkam w Szczecinie. Oficjalnie wkroczyłem w dorosłość 5 lat temu, czyli łatwo można obliczyć ile lat już mam na karku. Teoretycznie jestem studentem (niezaliczony warunek tuż przed dyplomem bolał, ale jest spoko). Jestem kurierem. Takim na rowerze, co jeździ w czarnym lub żółtym plecaczku i brnie sobie między samochodami z duszą na ramieniu, aby jego bliscy nie musieli za wcześnie zbijać trumny. Na ten czas mogę chyba powiedzieć, że mam dziewczynę, ale jest to trochę skomplikowane i pogmatwane więc jak się coś zmieni to pomyślę o stosownej notce. Słucham różnej muzyki i jestem otwarty na wszystko co nowe. Nie przedstawiam jakiejś konkretnej opcji politycznej ani grupy społecznej (poza tą rowerową:)).
No i tyle bo mi się o sobie już nie chce pisać, a cała reszta i tak wyjdzie w praniu...